Kiedy nagle okazuje się, że za Twoim płotem ma powstać ferma futrzarska, zaczynasz zastanawiać się, co zrobić, by do tego nie dopuścić. Zaczynasz szukać błędów w procesie administracyjnym, możliwych popełnionych przestępstw, przekonujesz lokalne władze, by odwołały zgody. Walczysz lokalnie – o to, by ta konkretna ferma nie została zbudowana. Jednak zdajesz sobie sprawę, że nawet jeśli tym razem ci się uda to za jakiś czas może pojawić się inny inwestor. Okazuje się wtedy, że najlepszą strategią jest walka na poziomie zarówno lokalnym, jak i ogólnopolskim.

Taką właśnie strategię przyjmuje większość walczących z fermami mieszkańców, czego dobrym przykładem było spotkanie w Lipianach (woj. zachodniopomorskie) zorganizowane 18 września przez stowarzyszenie Nie dla norek w Miedzyniu, na którym omawialiśmy działania przeciwko powstającej fermie. Dobrze się stało, że problemami mieszkańców zainteresowały się osoby, które mają realny wpływ na politykę (m.in. poseł na sejm Michał Jach czy była posłanka Renata Beger, aktualnie działaczka Związku Zawodowego Rolnictwa i Obszarów Wiejskich “Regiony”). Padły konkretne propozycje dla polityków dotyczące tego, co mogą zrobić, aby faktycznie zakazać hodowli, a politycy zobowiązali się dołożyć wszelkich starań, aby pomóc protestującym mieszkańcom.

Mieszkańcy poprosili nas o przygotowanie prezentacji dotyczącej przemysłu futrzarskiego w Polsce. Przedstawiłyśmy raport opublikowany przez Otwarte Klatki podsumowujący wynik śledztwa przeprowadzonego na fermach futrzarskich w Polsce z lat 2011-2012 oraz raport NIK z 2011 roku. Dodatkowo rozmawialiśmy o protestach w Polsce oraz o tym, jak to się stało, że norka amerykańska została skreślona z listy gatunków obcych. Mieszkańcy chcą, aby norka na tę listę wróciła, co ma być pierwszym krokiem do wprowadzenia zakazu dla tego przemysłu.

Na sali obecni byli również przedstawiciele Stowarzyszenia Nasze Przelewice, którzy opowiadali z jaką machiną urzędniczą muszą się zmierzyć, aby nie dopuścić do wprowadzenia norek do swojej miejscowości. Nie dość, że cały czas mają dyżury na barykadach to jeszcze nie dostają żadnego wsparcia od instytucji państwowowych, a o każdą decyzją muszą toczyć osobne batalie. Wszyscy podziwiają ich upór i wytrwałość, jednak w rzeczywistości zostają sami z niechcianą fermą.

Podobne odczucia mają mieszkańcy Rościna. Sołtysina Rościna podczas spotkania opowiadała o tym, jak nie może doprosić się o przeliczenie norek na fermie w ich miejscowości. Mieszkańcy mają uzasadnione podejrzenia, że na fermie jest znacznie więcej norek niż jest to przedstawione w dokumentacji. Sołtysina była już w każdym urzędzie i nikt – ani Powiatowy, ani Wojewódzki Inspektor Weterynarii nie czują się na tyle kompetentni, aby dokonać stosownych obliczeń.

Można łatwo zauważyć, że wiele problemów pojawia się na poziomie walki lokalnej. Nawet jeśli instrumenty prawne i administracyjne istnieją, opieszałość urzędów i procedury powodują, że najskuteczniejszym działaniem tymczasowym jest fizyczne zablokowanie budowy. Trzeba mieć w sobie dużo siły i determinacji, aby kontynuować „papierową walkę” w urzędach, inspektoratach i prokuraturach. Za tę determinację dziękujemy wszystkim mieszkańcom! Pomimo zderzenia z codzienną, trudną rzeczywistością mieszkańców miejscowości, gdzie powstają lub powstały fermy, kampania przeciwko przemysłowi futrzarskiemu nadal trwa. Dzięki codziennej pracy i wytrwałości aktywistów i mieszkańców każdego dnia nabiera tempa. I miejmy nadzieję, że już wkrótce doprowadzi do tego, że w Polsce nie będzie istniała żadna ferma futrzarska.

Ilona, Marta

23.09.13