Krzysiek przez kilka lat pracował w dużej polskiej firmie drobiarskiej. Woził polskie i słowackie kurczaki i kury nioski do ubojni. Pod koniec lutego udało nam się z nim spotkać i porozmawiać o tym, jak wygląda transport zwierząt i dlaczego zdecydował się zmienić pracę.
Jak długo pracowałeś jako kierowca?

Jak wyglądała Twoja praca?
Zazwyczaj jeździliśmy w podwójnych obsadach, z drugim kierowcą. Jeden kierowca może jechać teoretycznie 4 i pół godziny. Potem się zamieniają i drugi kierowca jedzie kolejne 4 i pół godziny. Zmiana odbywa się bez postoju. Dzięki temu możesz jechać 18 godzin bez przerwy.

Czyli ciężarówka przewożąca zwierzęta może jechać dłużej niż 9 godzin, jeśli jest dwóch kierowców?
Tak. Rzadko jest to krótszy czas, bo dla kierowców kluczowy jest jeszcze czas pracy, w którym musisz się zmieścić. Jedynie krótkie trasy, około 100, 200 km, robi się w pojedynczych obsadach. Inaczej nie zdążysz. A na fermie musisz stanąć w kolejce. Stoi tam zwykle z 10 samochodów, a pracownicy czyszczą” kurniki. Załadunek samochodu z wózkiem trwa około 2 godzin.

Dwie godziny na 3000 zwierząt?
To zależy od tego, jakiej wielkości są kurczaki. Dla kierowców ważniejsza jest waga. Kurczaki liczy się w kilogramach, bo płaci się za kilogram mięsa, nie za jedno zwierzę.
Trzeba też pamiętać, że według przepisów nie można przeładować auta. Tyle że one zawsze były przeładowane, bo się to opłacało.

fot. Andrzej Skowron

Duże było przeładowanie?
Nie, najczęściej kilkaset kilo. Żeby waga się zgadzała, pierwsze klatki od strony kabiny trzeba wozić puste. Ale tak się nie woziło, przez co przy dziesięciu samochodach, jedenasty jechał gratis. A złapali kogoś raz na miesiąc, więc i tak się to opłacało.

Czy zwierzęta w ciężarówkach są chronione przed ekstremalnymi warunkami pogodowymi?
Na naczepach są plandeki, którymi okrywa się klatki z kurczakami. Jak jest zima, to pod plandekę umieszcza się jeszcze foliowe brezenty. Jak jest lato, to plandeki są zupełnie odsłonięte. Musi być przepływ powietrza, bo przy temperaturze 25, 30 stopni może paść tysiąc albo i więcej zwierząt. Kierowca nie może się zatrzymać. Musisz jechać, bo kurczaki muszą mieć ruch powietrza w naczepie. Inaczej uduszą ze względu na temperaturę i na zatłoczenie.
Co więcej, to kierowca odpowiada za śmierć zwierząt. A nakrywa plandekę „na czuja”, bo nie ma żadnych oficjalnych wytycznych, jak to robić.

A zdarzały się kontrole Inspekcji Drogowych? Czy stan zwierząt był sprawdzany?
A kto będzie sprawdzał zwierzęta? Musiałby to robić jakiś inspektor weterynarii, a nad nami czuwał tylko inspektor transportowy. Kontrole sprawdzają tylko stan techniczny auta i to, czy kierowca nie przekroczył czasu pracy.

Inspekcja drogowa nie sprawdza w ogóle stanu zwierząt?
Nie. Inspektorzy się tego wystrzegają, bo wiedzą, że wieziemy żywe zwierzęta i że każda minuta się liczy. Kontrola powinna trwać godzinę lub dwie. Ale gdy mówię, że wiozę kurczaki, kontroler odpowiada: No to jedź”. Robią kontrolę w 15 minut.

Czyli możesz przewozić dużo więcej zwierząt i nikt tego nie sprawdza?
Dużo więcej nie możesz, bo się uduszą.

A co się dzieje, gdy zwierzęta umierają w trakcie transportu?
To już załatwia się na linii produkcyjnej, jak przyjeżdżasz do ubojni. Ale nikt się nie czepia, jeśli na 2000 kurczaków umiera 20, 30 sztuk. Jeśli kierowca źle przysłonił plandekę, to czasem umierało 100, 150 sztuk.

Co się dzieje z kurczakami, gdy przyjadą do ubojni?
Pracownicy ściągają klatki i wysypują je na taśmę. Wieszają kurczaki nóżkami na hakach, wjeżdżają w taką dziurę, gdzie zlewa się je wodą z prądem, a kawałek dalej automatycznie podcina się gardła.

Woziłeś tylko kurczaki brojlery?
Nie, również kury nioski. Kury mają przechlapane na fermach. Siedzą w klatkach cały czas, po kilka sztuk. Jak są małe, to nie jest najgorzej, ale jak podrosną, to jest im ciasno. Kury, które znoszą jajka, mają najgorzej, bo siedzą w klatce przez rok lub półtora. Takie kury też woziliśmy, bo po roku wymieniają stada, a mięso kur niosek wykorzystuje się ze względu na walory smakowe.
Przyznam, że nie wiem, jak ludzie są w stanie pracować na fermach przez kilka godzin, bo tak tam śmierdzi amoniakiem, że zatyka.

Czyli odchody nie są czyszczone na fermach kur niosek?
Nie wiem, dlaczego tak jest. Na fermach brojlerów po wymianie stada posadzka jest czyszczona, daje się nową słomę i wpuszcza nowe stado na półtora miesiąca.

Czyli brojlery są w lepszym stanie niż kury nioski?
W ogóle są w marnym stanie. Kurczaki brojlery nie mogą chodzić. Całe życie siedzą w miejscu, więc nie potrafią ruszać się czy biegać. Na fermie wszystko jest nastawione na maksymalizację zysków, a ilość kurczaków przeliczona na powierzchnię kurnika.

A kurczaki z sąsiednich krajów są inne od polskich?
Te ze Słowacji są ładne i opierzone. Te z Polski są w dużo gorszym stanie. Nawet piórek od spodu brzucha nie mają. To jest związane z jakością karmy. Hodowcy mówią, że nie będą specjalnych karm produkować, żeby kurczakom pióra rosły na brzuchu. To nieopłacalne.
Pamiętam kurczaki z firmy w Szczekocinach. Były śnięte, a jak się je ładowało, to widać było, że mogą nie przeżyć dalej niż do Krakowa, czyli około 2 godzin. Były karmione jakąś chemią. Nawet dziewczyny na ubojni miały uczulenie od ich piór.

Przecież to jest dla ludzi niebezpieczne.
Tak. Wiem, czym kurczaki są karmione, więc przestałem je jeść. One nie wyglądają nawet tak, jak normalny kurczak. A trafiają na stół.

Bo ludzie patrzą na cenę.
Coś za coś. Przez to, że jemy takie rzeczy, pojawiają się choroby cywilizacyjne. Może organizm zdążyłby się oczyścić, ale jeśli przez cały czas tak jesz, to musi nam to szkodzić. Jakość wszystkich kurczaków w Polsce jest kiepska. Wszystkie są w taki sposób karmione i hodowane.

Kierowca to dobrze płatna praca. Czemu z niej zrezygnowałeś? Czy to była kwestia warunków pracy czy też zwierząt?
Tak, to dobrze płatna praca, ale parszywa. Na pewno więcej zwierząt woził nie będę. Po pierwsze, bo jest to uciążliwe. Jeździsz praktycznie cały czas w nocy, bo pracownicy ubojni zaczynają pracę o 6 rano. Samochody zjeżdżają się najczęściej po godzinie.
A po drugie… Trochę żal tych zwierząt, no nie? Nie tylko mi. Kierowcy, którzy ze mną pracowali, byli normalni.

W jakim sensie?
Normalni, czyli nie traktowali zwierząt źle. Jeśli zdarzały się przycięte głowy czy nogi przez klatki, to wsadzali je z powrotem, bo kurczak sam tego nie zrobi. Chodzili i poprawiali kurczaki. Jeździłem z takim kolegą, który co chwilę mówił O, biedny kurczaczek!” i szedł poprawiać mu główkę. Było mu ich żal.

Chcesz zatrzymać cierpienie zwierząt?

Możesz to zrobić!

Podpisz petycję

Rozmówca: Krzysiek, były kierowca

Rozmawiała: Alicja Czerwińska

Zdjęcia: Andrzej Skowron- https://andrewskowron.org/