Pisaliśmy wam już o różnych sposobach tworzenia propagandy przez przemysł futrzarski. Widzieliśmy już książeczki dla dzieci reklamujące życie norek i lisów na fermach oraz wycieczki organizowane przez hodowców na fermę lub “widoki z własnej fermy” kręcone zimą, kiedy zwierząt prawie na fermach nie ma bo zostały zabite w okresie uboju. Taki film nakręcił między innymi Andrzej Piątak. Po okresie uboju nie czuć też charakterystycznego fetoru fermy ani nie słychać pisków tysięcy zwierząt. Wszystkie chore zwierzęta zostały już zabite, co – jak wynika z naszych obserwacji – jest jedyną formą rozwiązywania problemów zdrowotnych u zwierząt na fermach przemysłowych.
Oczywiście nie wszyscy dają się na to nabrać. Nawet zimą klatka o wymiarze 30×60 cm dalej ma 30×60, jest tak samo pusta i nieprzyjazna a zwierzęta tak samo nieszczęśliwe. Nawet jeśli udało im się przeżyć, bo zostały wybrane do rozmnożenia.
W tym roku okazało się jednak, że dotychczasowe zabiegi propagandowe poszerzone zostały o nowy pomysł. Wygląda na to, że gazowanie, więzienie w ciasnych klatkach i obdzieranie ze skóry to jednak za mało. Przemysł futrzarski zdecydował się również straszyć i męczyć własne zwierzęta, próbując zdyskredytować ruch prozwierzęcy.
Na stronie PZHiPZF pojawiły się wczoraj trzy filmiki, które rzekomo pokazują jak działają aktywiści śledczy. Zdaniem autorów tych inscenizacji zwierzęta są celowo straszone, żeby zachowywały się agresywnie lub wykazywały zachowania stereotypowe. To dość kuriozalne, bo chyba najbardziej przerażającym widokiem na fermach lisów czy norek jest ich apatia i nie reagowanie na bodźce z zewnątrz – nawet na widok obcej osoby lub flesz aparatu. A zachowania stereotypowe są efektem pozostawania przez długi czas w środowisku bardzo ubogim w bodźce. Zwierzęta wariują właśnie dlatego, że nic się nie dzieje a nie dlatego, że kogoś zobaczyły.
Można teraz zadać sobie pytanie co jest bardziej prawdopodobne: czy to, że tłuc łopatami w klatki będą osoby, które poświęcają cały swój czas i energię na obronę zwierząt przed tym bezsensownym cierpieniem, czy też może ludzie, którzy żyją z więzienia i zabijania zwierząt i w związku z tym ich samopoczucie jest dla nich całkowicie obojętne.
Na filmach pojawia się pytanie o to, komu zależy na robieniu takich filmów i kto za to płaci. Łatwo na to odpowiedzieć. Na tym, żeby powstawały filmy pokazujące realia życia zwierząt na fermach przemysłowych zależy tysiącom ludzi na całym świecie. Zależy im na tym dlatego, że to obecnie najskuteczniejsza forma walki o poprawę losu zwierząt. Wiele osób decyduje się więc również za to płacić: na przykład przekazując darowizny organizacjom, które zajmują się ujawnianiem tego, co przemysły wykorzystujące zwierzęta chcą przed społeczeństwem ukrywać. Ludzie, którzy stoją za opublikowanymi na stronie PZHiPZF nie są chyba w stanie zrozumieć, że dla innych liczy się coś więcej niż tylko osobista korzyść. Że są jakieś większe wartości i że można nawet poświęcać własne pieniądze, żeby o te wartości walczyć.
Konsultujemy z prawnikami możliwość zawiadomienia prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami. Mamy nadzieję, że prokuratura będzie w stanie ujawnić tożsamość osób odgrywających tą obrzydliwą inscenizację.
Jeśli chcesz dowiedzieć się jak wygląda przemysł futrzarski w Polsce, obejrzyj śledztwo na fermach wiceprezesów PZHiPZF: https://www.youtube.com/watch?v=j37nRW3CiLw i zapoznaj się z naszym raportem: https://panel-otwarteklatki.ok.k8s.dance/drapiezny_biznes/