Wspominaliśmy już o naszym wsparciu dla rozwijającego się ruchu animalistycznego na wschodzie Europy. Ostatnio ukraińskich aktywistów odwiedziła nasza działaczka – Dorota Danowska, dietetyczka i bioetyczka. Oto fragmenty przeprowadzonego przez nich wywiadu. Jest optymistyczny zarówno dla Polski, pokazując szybki rozwój idei praw zwierząt w naszym społeczeństwie, jak i dla ukraińskich aktywistów, z którymi kilkanaście lat temu mieliśmy podobną sytuację wyjściową.

„Dorota jest wegetarianką od 30 lat, weganką od 10. 25 lat temu otworzyła pierwszą w Polsce dwupiętrową restaurację wegańską. I od 25 lat walczyła o jej przetrwanie. Powiedziała, że ​​20-30 lat temu w Polsce była taka sama sytuacja jak obecnie na Ukrainie. (…)

Moja mama zarządzała barem publicznym – to dwukondygnacyjny budynek w samym sercu Wrocławia. Przekonałam matkę, by był wegetariański. W tym czasie panował socjalizm. Mama się zgodziła. Pamiętam 1 maja 1987, kiedy kazano nam sprzedać kiełbasę. Moja mama odmówiła. Tak działo się w każde święto przez dwa kolejne lata. Mama miała przez to problemy, grożono jej utratą pracy. (…)

Potem mieliśmy duży problem, ponieważ w okolicy zaczęły otwierać się fastfoody, i ktoś się czaił na nasz budynek. Zaczęłam dostawać pogróżki – że zostanę ranna w wypadku, że lokal spłonie. Ubezpieczyłam sklep. Interesowała się nami również mafia. Walczyłyśmy o to miejsce 15 lat … Teraz minęło już 26 lat. (…)

Pracowałam w restauracji, studiowałam na uniwersytecie, robiłam spektakle uliczne i jednocześnie działałam w zakresie ochrony praw zwierząt w Polsce, pisząc pracę magisterską z filozofii praw zwierząt. Była to pierwsza taka praca w Polsce. Trudno było znaleźć promotora takiego projektu. Wreszcie znalazł się doktor, który nie szydził z tematu “filozoficznych krów” – stwierdził, że nie może mi pomóc, ale nie będzie też utrudniał mi pracy. (…)

Dziesięć lat temu otworzyłam wegańskie piętro. To nie była łatwa decyzja, bo nie znałam żadnych wegan, a mama też nie była całkowicie weganką. Ludzie nie chcieli przyjść do restauracji, która była tylko wegańska. Jeśli można było kupić jogurt do naleśników – każdy chciał je z jogurtem lub kwaśną śmietaną. Produkty sojowe jeszcze nie istniały. A od tamtej pory mamy oba piętra całkowicie wegańskie. Możemy nawet zrobić wegańską śmietanę. Wymagało to dużo pracy i doświadczenia. W końcu zdecydowaliśmy się eksperymentować… (…)

Potem zaczęło się pojawiać coraz więcej wegetarian. Nie od razu i nie nagle. Najpierw 10, potem 20, 30 … Po 10 latach nasz bar był nadal jedyny w Polsce. Kiedy zrobiłam wegańskie piętro, w Warszawie otworzył się kolejny bar. Obecnie w Polsce ilość wegetarian, wegan, rawfoodystów w Polsce szacuje się na ponad 2 miliony. (…)

Teraz pracuję w organizacji “Otwarte Klatki”, która zajmuje się publikacją informacji na temat przemysłowej hodowli zwierząt. Kiedy mówię o “pracy” – to nie znaczy, że zarabiamy. Przeciwnie, wydajemy pieniądze. Wszyscy jesteśmy wolontariuszami. Raczej dokładamy do naszych działań. Pieniądze dają nam też ludzie, którzy wiedzą, że robimy coś dobrego. (…)

W Polsce odbywa się duża kampania, aby całkowicie zakazać hodowli zwierząt na futro. Oto niedawny przykład. Niedaleko Wrocławia miała powstać ferma na 185.000 norek. Współpracujemy z mieszkańcami, którzy nie chcieli tej fermy, bo zatruwa powietrze. Pokazaliśmy im filmy o podobnych fermach nie tylko w Polsce. I mówili: “Co za syf!” Teraz mieszkańcy mówią, że to jest straszne dla ludzi i zwierząt. Oznacza to, że postawiliśmy duży krok naprzód. Bo ludzie myślą nie tylko o sobie, ale także o zwierzętach. Jest to duży postęp. (…)

Naprawdę chciałbym działać na wschód od Polski. My uczyliśmy się od działaczy z Holandii i chcielibyśmy przyjechać do was, aby dzielić i przekazywać ich doświadczenie i pokazać też, dlaczego to robimy.

Całość wywiadu „Pozytywne doświadczenie polskich działaczy wegańskich” – w języku ukraińskim: http://www.morkva-club.org.ua/novini-m-klub/dorota