O eksploatacji zwierząt na fermach dowiedziała się w trakcie studiów. I nie potrafiła w to uwierzyć. Podjęła więc decyzję, że weźmie sprawy w swoje ręce i przekona się na własnej skórze czy rzeczywistość, w jakiej żyją zwierzęta, jest faktycznie tak zła, jak przedstawiają ją wykładowcy. Wykonywała telefon za telefonem, jednak żaden z hodowców nie był skłonny wpuścić jej na teren fermy. Wtedy po raz pierwszy zadała sobie pytanie: co właściwie tam się dzieje? Kupiła małą kamerę, wymyśliła rolę i nie prosząc nikogo o pomoc, postanowiła to sprawdzić.

Przez niemal pięć lat, w tajemnicy przed rodziną i przyjaciółmi, pracowała na fermach i w rzeźniach, prowadząc podwójne życie. Z pozyskanym w ten sposób materiałem zgłosiła się do reżysera Oli Waagena, który wykorzystał część jej nagrań w filmie „The Secret Life of Pigs”.

Poznajcie Norun Haugen, która podzieliła się ze mną swoją niesamowitą historią.

Ania Fujarczuk: W Norwegii obowiązują rygorystyczne normy dotyczące hodowli przemysłowej zwierząt, jednak dzięki Twojej heroicznej pracy opinię publiczną obiegły materiały dokumentujące naprawdę brutalne praktyki skrywane za murami ferm. Co było dla Ciebie impulsem do zaangażowania się w pracę undercover?

Norun Haugen: Zawsze dbałam o zwierzęta, często przebywałam w ich otoczeniu – szczególnie krów i owiec – nie widząc ciemnej strony przemysłu, a jedynie ten sielankowy, wiejski pejzaż.

Studiowałam filozofię na uniwersytecie w Oslo, a jedne z obowiązkowych zajęć dotyczyły etyki zwierząt. Dowiedziałam się podczas nich, w jaki sposób je eksploatujemy i nie mogłam w to uwierzyć. Byłam sceptyczna wobec słów profesora, postanowiłam więc zadzwonić do rzeźni i zapytać, czy mogę przyjść i zobaczyć, jak pracują. Wykonywałam telefon za telefonem, lecz za każdym razem moja propozycja spotkała się z odmową. Bardzo mnie to zaniepokoiło i wtedy zaczęłam się zastanawiać: „co oni ukrywają?”.

O metodzie undercover, czyli zbieraniu materiału pod przykrywką – wiedziałam od najmłodszych lat, ponieważ oglądałam filmy z różnych krajów. Kupiłam małą kamerę, wymyśliłam rolę, historię, nowe imię i tożsamość, a później zaczęłam infiltrować przemysł – rzeźnie, fermy i inne miejsca. Tak się to zaczęło – z troski o zwierzęta hodowlane. 

Czy kiedykolwiek bałaś się o swoje bezpieczeństwo lub o to, że ktoś odkryje prawdziwy cel Twojej obecności na fermach?

Tak, było kilka takich momentów. Środowisko hodowców jest ze sobą bardzo zżyte, większość tych osób się zna, dlatego musiałam wiele razy zmieniać tożsamość i imiona, żeby nie zostać złapaną.

Rzadko kiedy zdarza się, aby młoda kobieta po studiach chciała dobrowolnie pracować na fermie trzody chlewnej. Bałam się, że zostanę zdemaskowana, gdy byli zbyt podejrzliwi lub zaczynali wypytywać. Mimo to nigdy nie miałam wątpliwości, że muszę tam być. Muszę działać.

Jak sobie radziłaś zarówno ze stresem związanym z pracą undercover, jak i obserwowaniem cierpienia zwierząt?

Lubię mówić o sobie, że miałam trudny punkt wyjścia, ponieważ jestem naprawdę emocjonalną osobą. Zanim zaczęłam prowadzić swoje osobiste śledztwo, byłam jedną z tych osób, które nie obserwowały nawet profili w mediach społecznościowych pokazujących okrucieństwo wobec zwierząt – nie mogłam tego znieść. Zaangażowanie się w tę rolę było dla mnie niebywale obciążające.

Gdy pierwszy raz trafiłam do rzeźni, chciałam zwymiotować i z trudem powstrzymywałam łzy. Musiałam się chować przed wzrokiem współpracowników. Uciekałam do łazienki, żeby się wypłakać. Płakałam w samochodzie w drodze do pracy i z pracy. Po około pół roku zaczęłam się uodparniać. W dalszym ciągu płakałam, ale stało się to łatwiejsze do opanowania.

fot. Norun Haugen

Bardzo poruszająca historia.

Często słyszałam, jak ludzie mówili: „nigdy bym tego nie zrobił”. Nie zgadzam się z tym. Miałam dokładnie taki sam punkt wyjścia i udało mi się. Podejrzewam, że prawdopodobnie wszystko zależy od motywacji.

W jaki sposób zdobyte przez Ciebie materiały wpłynęły na prawo w Norwegii? Czy coś się zmieniło?

Tak, nastąpił spadek zaufania do przemysłu trzody chlewnej. Ludzie stali się bardziej sceptyczni, co przyczyniło się do spadku spożycia produktów wieprzowych. Oczywiście mogło być ku temu wiele powodów, ale odkrycie, jak bardzo cierpią świnie, przynajmniej częściowo przyczyniło się do tej zmiany.

Jak wyglądała Twoja dalsza praca?

Zaraz po emisji filmu dokumentalnego zaangażowałam się w działania polityczne. Dwa lata temu norweski parlament głosował za zmianami dotyczącymi przetrzymywania świń, zapewnienia im dodatkowej przestrzeni i dostarczenia dodatkowych „rozrywek”. Projekt jednak utknął w procesie legislacyjnym i rząd nadal nie podjął żadnych działań naprawczych. Wciąż pracuję nad ich wdrożeniem. 

Co ciekawe, największa norweska firma mięsna przyznała po opublikowaniu filmu, że stosowała „greenwashing” w kwestii dobrostanu zwierząt. Co za ironia.

Ciężko jest zmierzyć sam wpływ społeczny, jednak ludzie byli wściekli na to, jak traktuje się zwierzęta. To naprawdę niesamowite, że zaczęto dostrzegać prawdziwą twarz przemysłu i podważać obraz szczęśliwych świń kreowany w reklamach. W takich miejscach nie uświadczysz szczęśliwej świni. Nigdy. Musimy kwestionować te zakłamane obrazy, a to wymaga czasu. Musimy je ciągle i bez ustanku podważać.

Spotkałaś na swojej drodze zwierzę, z którym naprawdę się zżyłaś?

Tak, udało mi się nawiązać niezwykłą więź z maciorą, którą nazwaliśmy Sweetie. Na początku, kiedy weszłam do jej zagrody, była bardzo przestraszona. Miała dużo prosiąt, podchodziła więc do mnie z ostrożnością i podejrzliwością. Ludzie nie budzili w niej pozytywnych skojarzeń, doświadczała jedynie bicia lub odbierania dzieci, co wywoływało u niej frustrację. One krzyczały, a ona nie mogła z tym nic zrobić.

Przynosiłam jej trochę jedzenia i mleka, próbując się z nią skomunikować, była bardzo ciekawska. Po pewnym czasie stała się bardzo przyjazna i pozwoliła swoim prosiętom przywitać się ze mną. Usiadałam w jej zagrodzie, a one zachowywały się jak małe szczeniaki.

Każdego dnia, kiedy przychodziłam, wydawała te charakterystyczne dźwięki, chcąc się przywitać – patrzyła na mnie, zabiegała o uwagę. Była też zazdrosna, gdy zwracałam uwagę na inne maciory.

Pod koniec mojej pracy na tej fermie prosięta zostały jej odebrane i przeznaczone na tucz, a samą Sweetie przeniesiono do większej zagrody. 

Tam była często bita przez rolnika. Wydawała z siebie dźwięki, przestraszona i bezbronna. Raz podczas mojej zmiany, kiedy wraz z innym współpracownikiem dotarliśmy do tej zagrody, farmer próbował ją wyprowadzić. Stanęła za mną, próbując się schować, a ja musiałam się przesunąć i pozwolić mu ją zabrać. Zrobiła to dwa razy. Nie mogłam jej pomóc i rozdzierało mi to serce.

Zdobyła do mnie tak ogromne zaufanie. Myślała, że jestem dobra, ale w rzeczywistości byłam tylko jedną z tych złych osób.

fot. Norun Haugen

Jak udało Ci się to przetrwać?

W tamtym momencie czułam niewyobrażalny smutek. Sweetie zniknęła wśród innych macior i nigdy więcej jej nie widziałam. Smutek jednak pozostał. Często opowiadam ludziom jej historię i myślę, że stała się pewnego rodzaju ambasadorką wszystkich macior, które są bite. W moim odczuciu najgorszą rzeczą było jednak złamane zaufanie.

Ona mi zaufała, wierzyła że ją ochronię, a ja ją zawiodłam.

Mimo to znalazłaś w sobie odwagę, by działać dalej. Miałaś jakiś cel, który chciałaś osiągnąć, czy po prostu zdecydowałaś: „zostanę tak długo, jak będę mogła”?

Chciałam udokumentować jak najwięcej ferm i rzeźni, ponieważ wiedziałam, że przemysł będzie próbował się tego wyprzeć. Byłam więc w różnych miejscach w Norwegii i często wybierałam fermy losowo.

Ile ferm odwiedziłaś?

Pracowałam pod przykrywką na około 15 fermach i w 11 rzeźniach. Odwiedziłam także wylęgarnię, uczestniczyłam w transporcie żywych zwierząt i podobnych działaniach. Pracowałam zarówno na fermie krów, jak i brojlerów. Dokumentowałam nie tylko świnie, ale to im poświęciłam najwięcej czasu.

Jakie masz cele na przyszłość?

Cele na przyszłość? Zakończyć hodowlę przemysłową. Nie da się jej pogodzić z dobrostanem zwierząt. 

Staram się patrzeć na to pragmatycznie, bo nie sądzę, że całkowita rezygnacja z hodowli jest możliwa, ale możemy przynajmniej spróbować zatrzymać hodowlę przemysłową. Zależy to również od tego czy uda się wprowadzić surowsze regulacje oraz czy spożycie mięsa znacząco się zmniejszy. Nie można mieć masowej produkcji zwierząt i łudzić się, że będą traktowane dobrze – to niemożliwe.

Tym bardziej, że nie jest ona transparentna.

Dokładnie tak. Jeśli hodowcy nie mieli nic ukrycia, to dlaczego nie wydali zgody na wejście? Ponieważ oni nigdy nie pokazują rzeczywistości. Nawet jeśli chodzi o standardowe praktyki, takie jak powodowanie śmierci przez mocne uderzenie. W rzeczywistości bardzo często oznacza to wzięcie sporego zamachu i uderzenie prosięciem o ścianę, podłogę. Wielu Norwegów nie wierzyło, że to jest legalne, ale jest – i dzieje się to codziennie.

Hodowcy nie informują nas o tych standardowych procedurach, które są równie okrutne, co naruszenia prawa.

fot. Norun Haugen

Społeczeństwo norweskie jasno sprzeciwiło się przemocy w rzeźniach i na fermach, ale czy widzisz jakąś przestrzeń do działania w kwestii regulacji?

Myślę, że politycy stali się bardziej świadomi kwestii dobrostanu zwierząt i bardzo powoli zaczynają rozumieć, że mamy w Norwegii wiele problemów w tym obszarze, jednak przemysł mięsny bardzo mocno sprzeciwia się zmianom.

Dwa lata po emisji filmu dokumentalnego zostało przeprowadzone nowe śledztwo – tym razem przez organizację na rzecz praw zwierząt Network for Animal Freedom – zatytułowane „Złamane obietnice przemysłu trzody chlewnej”. Hodowcy i ich organizacje zobowiązali się, że nigdy więcej nie dopuszczą się aktów przemocy wobec zwierząt, jednak nagrania ujawniły wiele przypadków takiego okrucieństwa. Później oficjalne śledztwo w Norwegii wykazało, że większość ferm świń nadal narusza przepisy dotyczące dobrostanu zwierząt.

Pamiętam, że w tamtym czasie pracowałam z wieloma politykami i byli tym bardzo poruszeni, ponieważ zobaczyli, jak przemysł kłamie i nie potrafi naprawić swoich problemów. Ponieważ w większości u źródła tych problemów leży system. Myślę też, że śledztwa są kluczowe dla zmian politycznych. Trzeba działać na obu frontach.

Na zakończenie chciałabym zapytać, czy masz jakieś rady albo dobre praktyki dla osób, które chciałyby pójść w Twoje ślady? Jak zacząć działać?

Pierwszą rzeczą, jaką musisz zrobić, to uwierzyć, że jesteś w stanie to zrobić. Zawsze będzie trudno. Będziesz przekraczać wiele granic; mieć osobiste, moralne dylematy, ale bardzo ważne jest, żeby pamiętać, że jesteś w stanie to zrobić – i że zwierzęta potrzebują śledczych działających undercover. Jeśli chcesz współpracować z organizacjami, może warto skontaktować się z grupą, która prowadzi śledztwa, żeby mieć jakieś wsparcie. Czasami będziesz odczuwać samotność.

Ja na przykład przez wiele lat nie miałam kontaktu z rodziną ani przyjaciółmi, bo bałam się, że zostanę zdemaskowana jako osoba prowadząca podwójne życie. Najbliżsi myśleli, że tracę zmysły, zawsze byłam bardzo towarzyska, a nagle przestałam utrzymywać z nimi kontakt. Byli bardzo zaniepokojeni, jednak ulżyło im, kiedy w końcu dowiedzieli się, czym zajmowałam się przez cały ten czas. Myślę, że ważne jest, aby mieć kogoś bardzo bliskiego, kto Cię wesprze w tych naprawdę mrocznych chwilach, które na pewno nadejdą.

Ustal plan. Jeśli chcesz działać jako indywidualna osoba, tak jak ja, to myślę, że ważne jest, aby znaleźć sojusznika w branży: np. reżysera, który jest przyjazny zwierzętom – jeśli chcesz zrobić z tego dokument. Zrób research, bo jest wielu takich twórców.