Przekazujemy w Wasze ręce najnowszy raport na temat protestów lokalnych społeczności prowadzonych w całej Polsce przeciwko funkcjonowaniu ferm futrzarskich. Moment publikacji raportu jest symboliczny. W sejmie odbywa się dziś pierwsze czytanie projektu tzw. Piątki dla zwierząt. 

Protest przeciwko dalszemu funkcjonowaniu fermy norek w Baranowie (2016)

Dzięki publikacji śledztwa z fermy norek Wojciecha Wójcika projekt zakazujący m.in. hodowania zwierząt na futra zyskał ogromne poparcie społeczeństwa, polityków i mediów. Z punktu widzenia dobrostanu zwierząt, śledztwo w Góreczkach nie pozostawia wątpliwości, że zakaz jest niezbędny. Ale to nie jedyny argument za tym, że futra trzeba odesłać do historii. 

Raport o protestach lokalnych społeczności

Nasz najnowszy raport oddaje głos ludziom narażonym na sąsiedztwo ferm futrzarskich. Społecznościom lokalnym, które szybko przekonały się z czym wiąże się taka hodowla i jak bardzo niezgodna jest z definicją rolnictwa. Między rokiem 2005 a 2020 w Polsce zorganizowano przynajmniej 185 protestów przeciwko budowie lub rozbudowie ferm futrzarskich. Nie zawsze głos lokalnych społeczności został usłyszany przez władze. Nie zawsze na czas. Nie zawsze udało się zablokować inwestycje. 

Analizując pisma protestacyjne pozyskane z gmin w trybie dostępu do informacji publicznej, największe nasilenie społecznego oporu przeciwko fermom futrzarskim dostrzegliśmy w latach 2012-2013. Wiąże się to ze wzrostem cen skór na międzynarodowych giełdach, co doprowadziło do powstania nowych ferm i rozbudowy istniejących. W tym czasie toczyła się też debata nad zakazem w Holandii. Dla holenderskich producentów zwierząt futerkowych był to impuls do przeniesienia hodowli na wschód – do Polski. 

Dlaczego mieszkańcy protestują?

Z treści pism protestacyjnych wyłania się jednak bilans ukrytych kosztów tej branży. Kosztów społecznych, które płacą mieszkańcy wsi narażeni na szereg uciążliwości. W przypadku przemysłowych ferm futrzarskich słowo “uciążliwość” wydaje się zresztą niestosowne. W niemal każdym piśmie protestacyjnym skierowanym do władz gmin pojawiają się wzmianki o odorze, plagach much, a nawet hałasie uniemożliwiającym normalne życie. 

Cena za funkcjonowanie ferm futrzarskich na obszarach wiejskich nie sprowadza się wyłącznie do kosztów społecznych, ale również środowiskowych, czy wreszcie gospodarczych. Zanieczyszczenia wód i gleb wyciekami z ferm i źle składowanymi odchodami zwierząt. Atrofia lasów sąsiadujących z fermami – to koszty, które nie były dotąd wliczane w rachunek branży futrzarskiej. 

Tuszki oskórowanych lisów wyrzucone przez hodowcę za ogrodzenie fermy (Wałbrzych, 2011)

Reprezentanci protestujących społeczności zwracają też uwagę, że w regionach, w których funkcjonują duże fermy futrzarskie, nie pojawiają się nowe inwestycje. Hamowany jest rozwój agroturystyki i spada wartość gruntów. Trudno też liczyć na migrację na wieś młodych ludzi, co mogłoby pobudzić gospodarczo wiejskie regiony. Kto chciałby żyć w takim otoczeniu? 

Plagi much w sąsiedztwie fermy norek (Pyrzany, 2020)

Kto protestuje przeciwko fermom?

Wśród sygnatariuszy pism protestacyjnych znajduje się cały przekrój społeczny. Koła łowieckie, rolnicy, właściciele gospodarstw agroturystycznych, a nawet przedstawiciele kościoła katolickiego, którzy walczą z inwestycjami planowanymi obok zabytkowych kościołów. Pozwala to zrozumieć dlaczego wśród mieszkańców wsi, którzy wzięli udział w badaniu opinii publicznej na temat funkcjonowania takich ferm, ponad 72% popierało zakaz. 

Protest przeciwko fermie norek (Lubosina, 2017)

Wśród głosów krytyki płynących dziś pod adresem projektu ustawy ze strony branży futrzarskiej, przebija się ten o braku odszkodowań za likwidację branży. Zdaniem przeciwników zakazu, dwunastomiesięczny okres przejściowy doprowadzi hodowców do ruiny. Pochylając się nad losem kilkuset hodowców warto jednak spojrzeć w kierunku tysięcy rodzin, które od lat walczą z tym przemysłem, a których głos był dotąd niemal całkowicie ignorowany. Na jakie odszkodowania mogli liczyć mieszkańcy wsi degradowanych przez funkcjonujące tam fermy futrzarskie?

Mamy nadzieję, że raport o protestach mieszkańców będzie ostatnim, który musieliśmy przygotować. Że nie trzeba już więcej argumentów, by upewnić się, że branża futrzarska nie ma nic wspólnego z rolnictwem. Dlatego uważnie przyglądamy się dziś naszym politykom i liczymy na ich poparcie dla tej ustawy. Czas na zakaz!