Czy zastanawialiście się kiedyś jak wygląda życie zwierzęcia hodowanego na fermie futrzarskiej?
Moje życie w pewnym momencie potoczyło się tak, że byłam świadkiem okropności, które codziennie w Polsce są codziennością dla milionów zwierząt takich jak lisy, norki, jenoty, tchórze oraz króliki, nutrie i szynszyle. Byłam świadkiem całego sztucznie zaprogramowanego rocznego cyklu, od narodzin do śmierci.

Większość z nas wie, że życie tych zwierząt jest zakończone w okrutny sposób pozbawieniem ich skóry, ale czy zdajemy sobie sprawę, jaką ilością cierpienia jest wypełnione całe ich nienaturalnie krótkie życie?
Pozwólcie, że opowiem Wam, jak wygląda polska rzeczywistość, która nie różni się w znaczący sposób od każdej innej na świecie, w każdym kraju, w którym hodowla zwierząt na futra jest legalna.
11865094_960045717351206_523973572_o

Budowa fermy lisiej

Lisy na fermie żyją w klatkach. Samce w klatce, która powinna mieć min. wymiary 60×90 cm, a długość dorosłego lisa to przeciętnie ok. 75 cm. Samice mają trochę większe klatki ze względu na potomstwo, do tego jest też budka lęgowa, która niestety jest otwierana tylko wtedy, gdy samica jest już w zaawansowanej ciąży i szykuje się do porodu. Lis, który na wolności kopie nory i potrafi przebiec ok 20 km dziennie, ma do dyspozycji tylko skrawek kraty, często prowizorycznie tylko osłoniętej, która nie chroni ani przed deszczem, ani śniegiem, ani słońcem. W skład „wyposażenia klatki” wchodzi jeszcze pojemnik na wodę i otwór z tacką na który nakłada się karmę, ewentualnie miska. Lisy są pozbawione stabilnego podłoża, ich łapy przez całe ich życie oparte są na kratach, w większości przypadków nigdy nie dotkną ziemi, jedyną szansą na to jest ucieczka, uszkodzenie klatki, lecz bardzo szybko i tak zostają złapane. Swoje potrzeby załatwiają pod siebie, stojąc na kracie, ekskrementy spadające pod klatkę nie są regularnie usuwane, bywa że nie usuwa się ich wcale. Zapach na fermie jest jednym z gorszych zapachów jakie umiem sobie wyobrazić, słodko-duszący odór, jeden z tych zapachów, które zapamiętuje się na zawsze. Nawet przebywając na fermie cały dzień, odczuwa się go bezustannie. Do tego wilgoć, słońce, muchy…
Stado podstawowe na fermie składa się z określonej ilości samców i samic. Samce selekcjonowane są pod kątem wielkości, umiejętności krycia, wyglądu okrywy włosowej. Samice głównie pod kątem liczebności miotów, umiejętności rodzenia dużej ilości młodych i opiekowania się potomstwem. Ferma jest ogrodzona, szczelnie zamknięta, nie ma jak uciec. Bardzo często są to fermy tzw. starej daty, gdzie wszystko o czym możemy pomyśleć jest po prostu stare – od zabudowań, klatek i urządzeń do przygotowywania jedzenia po każdy detal, jak miska, karmnik czy poidło.
Na fermie, którą obserwowałam, nie było żadnej kontroli weterynaryjnej, nie było lekarza. Nie było leków, szczepionek. Ran nie opatrywało się, połamane łapy albo same zrastały się, albo doprowadzały zwierzę do śmierci w męczarniach, choroby dziąseł uniemożliwiały jedzenie, guzy ropiały, pękały. Nikt tym zwierzętom nie pomagał…
Wśród stada występował cały szereg chorób oraz zaburzeń behawioralnych. Od stereotypii, czyli nieustannego kręcenia się w kółko lub biegania od jednego krańca klatki do drugiego, przez samookaleczanie, gryzienie własnego ogona czy łap po apatię, całkowity bezruch, brak reakcji na otoczenie, brak apetytu. Do tego biegunka, brodawczyca, ropienie oczu.
Pamiętam zwierzęta z całkowicie łysymi ogonami, z łapami pogryzionymi do krwi, z guzami wielkości melona, z dziąsłami tak spuchniętymi, że nie mogły zamknąć pyska…

Żywienie

W lecie i jesienią potrzeba najwięcej jedzenia. Są lisy ze stada podstawowego oraz młodzież. Bardzo dużo zwierząt do wykarmienia. Oczywiście lisy powinno się żywić w ściśle określony sposób, ma to zasadniczy wpływ na wygląd i jakość okrywy włosowej oraz na wielkość zwierzęcia, ale od teorii do praktyki jest bardzo daleka droga…
Na fermie, na której przebywałam, podstawę diety stanowiły tzw. „padlaki”, czyli kury, które ze względu na różne czynniki po prostu padły w pobliskich kurnikach, których właściciele często mieli niepisaną umowę z „lisiarzami” na odbiór kurzego odpadu. Oni pozbywali się kłopotu, którego utylizacja oznacza przecież koszty, a ferma miała porcję mięsa, której potrzeba było ogromne ilości. Odwiedziłam w tym czasie wiele innych ferm, wiem, że jest to nagminna praktyka.
Padłe kury gotowano w wielkich parownikach, z piórami, w całości. Do tego dosypywano zboża oraz wszystko co wpadło w ręce, a stanowiło niewielki koszt. Pamiętam ogromną partię przeterminowanych kaszek dla niemowląt, znowu producent nie musiał utylizować, a to przecież „witaminy”, w dodatku za grosze. Do tego dochodzą też odpadki z ferm kurzych, łapki, głowy, itd. Całą powstałą ugotowaną breję rozwozi się codziennie po fermie. Każdy lis dostaje swoją porcję. Smród jest okropny, w połączeniu z wonią odchodów tworzy naprawdę niezapomnianą mieszankę. Do tego woda. Jeśli ferma nie jest zautomatyzowana, a takich jest wiele, trzeba poić ręcznie, wężem lub konewką napełniać poidła, które w większości są po prostu metalowymi kubkami, nawet i 3 razy dziennie kiedy jest upał. Nie muszę chyba pisać, że nie zawsze to się robi… Zimą woda i jedzenie zamarzają.

Rozród

Wiosną lisiarze rozpoczynają sztucznie symulowany proces prokreacji wśród swoich zwierząt. Samice w rui stanowiące część stada podstawowego umieszczane są w klatkach samców. Zwierzę z klatki wyciąga się specjalnie skonstruowanym urządzeniem składających się z dwóch odpowiednio wyprofilowanych prętów stanowiących swojego rodzaju szczypce, zaciskające się jednocześnie na szyi i umożliwiające złapanie zwierzęcia za ogon. Tak unieruchomioną lisicę wpuszcza się do klatki samca i zostawia na parę chwil intymności. Lisy to bardzo wrażliwe zwierzęta, przebywając w niewoli cierpią na szereg zaburzeń behawioralnych, hodowca wie więc, że aby doszło do kopulacji i potencjalnego zapłodnienia, trzeba na chwilę stworzyć zwierzętom atmosferę spokoju. Jest to praktycznie jedyny moment na fermie, kiedy dba się w minimalny sposób o samopoczucie zwierząt, zapewnia im się ciszę i spokój. Aby mieć pewność, że samica została zapłodniona, wpuszcza się ją do klatki lisa kilka dni pod rząd, w okresie kiedy ruja jest najwidoczniejsza.
Ciąża lisa trwa ok. 50 dni, pod koniec jej trwania otwiera się budki lęgowe, aby lisica mogła stworzyć namiastkę gniazda. Rodzi się od 1-12 szczeniąt. Śmiertelność jest dosyć duża, ze względu na wcześniej wspominane zaburzenia behawioralne, a także z powodu warunków. Często samica opuszcza swoje dzieci, wyrzuca z gniazda lub zjada. Pamiętam lisice, które zjadały cały swój miot, pamiętam też takie które pomimo całego nieszczęścia wychowywały wszystkie urodzone maluchy, nawet 8-10. Lisy są przy matce kilka tygodni przez czas karmienia mlekiem. Po pewnym czasie zauważa się małe, puchate kuleczki wychylające mordki z budki i stawiające swoje pierwsze kroki na kratach… Wtedy jest też najwięcej przypadków połamanych łap oraz kanibalizmu. Jeśli nie odseparuje się rannego zwierzęcia od reszty, zostanie zjedzone przez swoje rodzeństwo lub przez matkę. Często zdarza się to i bez obrażeń, znowu kłaniają się zaburzenia behawioralne.
Kiedy samica odchowa potomstwo i uda mu się nauczyć funkcjonowania na klatkach bez większych okaleczeń, zostają rozdzielane do osobnych klatek, na początek nawet po 2-3 w jednej, w zależności od ilości wolnych klatek (i znowu kanibalizm, lisy to zwierzęta terytorialne), a na końcu każdy lis trafia do osobnej klatki, gdzie osiąga rozmiary lisa dorosłego.

Ubój

Listopad to dla wielu zwierząt finalny przystanek krótkiego życia. Pod koniec listopada i na początku grudnia, gdy okrywa włosowa przed zimą osiąga najpiękniejszą formę podczas całego roku, futro jest gęste i błyszczące, a młodzież osiąga odpowiednie rozmiary, rozpoczyna się rzeź. I nie mówię tu o humanitarnym uboju, o nie…
4 MILIONY zwierząt giną co roku w Polsce, ponad 50 MILIONÓW na świecie.
Stado podstawowe, czyli lisy, które „sprawdziły się” danego roku, ma szansę na dalsze życie w cierpieniu. To samce, które dobrze kryły i samice, które urodziły dużo zdrowych szczeniąt. One zostaną na fermie, żeby w kolejnym roku służyć dalej jako baza do rozmnażania. Reszta zostaje zabita i oskórowana. Lisa zabija się zazwyczaj prądem, dwoma elektrodami umieszczanymi odpowiednio w pysku i odbycie. Śmierć następuje po kilku sekundach. Z jeszcze ciepłych zwłok zdziera się skórę w całości i nakłada się na odpowiednio oznaczone wg wielkości deski. Im większy rozmiar prawidła, tym droższa skóra. Następnie skóry się suszy, czesze oraz „lajtruje” w specjalnym bębnie, aby były miękkie i pięknie się prezentowały. Oskórowane tuszki powinno się utylizować, lecz najczęściej jest to fikcja. W najlepszym wypadku zostaną spalone, choć również mogą być zakopane w ziemi. Wcześniej przez kilka dni gniją na stercie gdzieś obok fermy. Istnieją również przypadki karmienia pozostałych lisów mięsem z uboju.
Piękne, wyczesane i miękkie futra zdjęte z prawideł oznacza się wg rozmiarów, numeruje, pakuje do specjalnych kartonów i wysyła na aukcje futrzarskie. A życie na fermie toczy się dalej. Lis, który w środowisku naturalnym żyje 10-12 lat, kończy życie po 8-9 miesiącach jako dodatek na pokazie mody.