Jeszcze przed pierwszą licytacją prezes Kopenhagen Fur, największego domu aukcyjnego sprzedającego futra, stwierdził, że „tegoroczna aukcja skór nie będzie okazją do świętowania”. Nie pomylił się. 

Jeszcze niedawno zabijano tu rocznie 15 tys. norek
(fot. Konrad Łoziński)

Tłumacząc fiasko na wiosennych giełdach, przemysł futrzarski z coraz mniejszym przekonaniem odwołuje się do tematu koronawirusa. W rzeczywistości branżę od wielu lat trawi głęboki kryzys, a obecna sytuacja tylko go pogłębia. 

W takiej klatce lisy spędzają całe życie (fot. Andrew Skowron)

Według komentatorów i przedstawicieli samego przemysłu futrzarskiego tak źle jeszcze nie było. Obroty Kopenhagen Fur są obecnie na najniższym poziomie od 2010 r., a więc od czasu, kiedy ceny futer zaczęły wyraźnie rosnąć, zachęcając hodowców do inwestycji. Rynek załamał się jednak już w 2014 r., a sprzedaż i ceny zaczęły na powrót spadać. Wielu hodowców rok w rok ulegało propagandzie wygadanych przedstawicieli domów aukcyjnych, licząc, że kolejny sezon pozwoli odbić się od dna. Obecna sytuacja nie pozostawia żadnych złudzeń.

Na tej fermie nie będą już cierpieć i ginąć zwierzęta
(fot. Andrew Skowron)

Jeszcze niedawno zarząd Kopenhagen Fur liczył, że na 5 aukcjach zaplanowanych na 2020 r. uda się sprzedać 20 milionów skór. W tym również futra, których nie udało się sprzedać w poprzednim sezonie. Tymczasem na pierwszej aukcji sprzedano nieco ponad 2 miliony. Ceny futer norek spadły w tym roku o 20%, a więc znacznie poniżej kosztów „produkcji”. 

Pawilon pustych klatek na fermie lisów (fot. Konrad Łoziński)

W Danii, europejskiej kolebce współczesnego przemysłu futrzarskiego, w pierwszym kwartale 2020 r. upadłość ogłosiło sześciu dużych hodowców norek. W ubiegłym roku liczba hodowców związanych z Kopenhagen Fur spadła z 1450 do 1100. Kryzys dotyka oczywiście wszystkich szczebli branży futrzarskiej. Grupa Hedensted, największy duński dostawca sprzętu dla hodowców norek, straciła w ciągu kilku lat ponad 1000 z 2500 klientów i była zmuszona zwolnić 60% pracowników.

Ferma, z której odebraliśmy Maćka, jest już zamknięta
(fot. Andrew Skowron)

W Polsce ta sytuacja przedstawia się jeszcze lepiej. Tylko od stycznia br. z rejestru hodowców zwierząt futerkowych wykreślono 65 ferm. Aktywnych ferm jest obecnie 480. To prawie o 1/3 mniej niż w 2016 r. Ta liczba jest jednak mocno zawyżona. Wiele ferm, które monitorowaliśmy w ubiegłych latach od dawna stoi pustych, mimo że nadal widnieją w rejestrze. Przykładem jest hodowla lisów w miejscowości Karski, z której we wrześniu ubiegłego roku nasi aktywiści uratowali lisa Maćka.

Lisia ferma – miejsce odwiedzin dziko żyjących zwierząt
(fot. Andrew Skowron)

Tempo likwidacji ferm rośnie z każdym rokiem. Hodowcy, którzy nadal łudzą się, że po pandemii branża dźwignie się z kryzysu, będą rozczarowani. W tej chwili na fermach w Danii 2 miliony samic norek czeka na rozród. To oznacza, że w przyszłym roku skór norek będzie równie dużo. Z koronawirusem czy bez, rynek, który od lat wyraźnie odwraca się od futer naturalnych, nie przyjmie takiej ilości. 

Puste klatki na zamkniętej fermie porastają dziś zielenią
(fot. Konrad Łoziński)

Nie oznacza to oczywiście, że będziemy się biernie przyglądać, jak przez złe kalkulacje przemysł pogrąża się w kryzysie. Otwarte Klatki od początku swej działalności stawiały sobie za cel likwidację hodowli zwierząt futerkowych w Polsce i mamy swój udział w postępującej zapaści tej branży. Śledztwa i interwencje, protesty uliczne i spotkania z politykami, publikowane raporty i badania opinii publicznej, promocja sklepów i projektantów rezygnujących z naturalnych futer, wymiana doświadczeń i wsparcie dla innych organizacji w ramach koalicji Fur Free Alliance – to m.in. dzięki takim działaniom popyt na futra z roku na rok maleje mimo wysokich nakładów finansowych inwestowanych przez branżę futrzarską w działania promocyjne i lobbingowe. Kampania Cena Futra działa i będzie aktywna tak długo, jak długo na polskich fermach będą cierpiały i ginęły zwierzęta.

Wesprzyj nas w walce o prawa zwierząt!

Przekaż darowiznę